Tak właśnie nazywa się to ciasto w moim zeszycie z przepisami. Ma jeszcze alternatywną nazwę - "Ciasto_jak_leci", bo ciężko było ustalić jakieś konkretne miary poszczególnych składników. Mąki trzeba dać "jak leci", cukru "jak leci", jabłka pokroić "jak leci". Ale finał jest taki, że mniej więcej wiadomo ile czego :-) A ciasto jest pyszne, leciutkie, nie za słodkie. Piekłam je już nie_wiem_ile_razy i za każdym razem znika w mig. To świadczy o jego 100-procentowym powodzeniu ;-)
Składniki:
2 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
4 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka cynamonu
1/2 szklanki oleju
orzechy włoskie, rodzynki (ile? "jak leci")
3-4 jabłka pokrojone "jak leci"
Jedyne wytyczne na temat tego ciasta brzmią: najpierw utrzeć jajka z cukrem, potem dodać mąkę i resztę składników. Na koniec dodać pokrojone orzechy, jabłka i rodzynki. Z podanych składników wychodzi porcja na keksówkę o wymiarach dna 22,5x8,5, mimo że Justa twierdzi, że to na dużą keksówkę. Bzdury gada. Keksówka ma być mała i już :-) Ciasto piecze się w temperaturze 180 st. co najmniej 45 minut, ale koniecznie sprawdźcie patyczkiem.
Przy okazji, pozdrowienia dla Justy :-) I Jej Zofki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz