czwartek, 14 stycznia 2010
Tort Urodzinowy Maćka.
Cóż. Nie będzie to nic skomplikowanego. W zasadzie będzie to najprostszy tort, jaki kiedykolwiek zrobiliście. Może „zrobić” to nie jest najwłaściwsze słowo dla określenia tego „wypieku”. W zasadzie słowo „wypiek” też się nie nadaje. „Składanie” byłoby chyba najodpowiedniejszym terminem…
Bo oto, do sporządzenia tego tortu trzeba kupić:
spody biszkoptowe (użyłam Delecta)
krem do tortów (najlepszy moim zdaniem jest waniliowy Dr. Oetkera)
dżem do przełożenia (tu z kolei zdobyłam się na wypróbowanie dżemu śliwkowego z amaretto, zakupionego w Lidlu – pycha!)
lentilki
żelki
Biszkopty trzeba nasączyć, ale ostrożnie. Te gotowe spody, kupowane w sklepie, są mniej suche niż domowe, więc z nasączaniem trzeba uważać. Do nasączania najczęściej używam słodkiej bezalkoholowej herbaty ;-), bo z reguły torty robię dla dzieci. Ale oczywiście możecie nasączyć te biszkopty czym tam chcecie. Ważne, żeby nie za dużo, ale też nie za mało. Następnie trzeba przyrządzić krem. Oczywiście można podejść do sprawy ambicjonalnie i zrobić krem domowy, ale nie dysponowałam akurat taką ilością czasu, żeby móc sobie pozwolić na podejście ambicjonalne i dlatego też wykorzystałam 2 opakowania kremu do tortów Dr Oetker.
Na pierwszy nasączony spód trzeba wyłożyć dżem, na to przygotowany według przepisu na opakowaniu krem. Starajcie się nie oblizywać palców, ale w sumie nie umiem powiedzieć dlaczego. Może dlatego, żeby nie zabrakło kremu? Na wszelki wypadek kupcie więc 3 opakowania tego kremu, gdyby miał w tajemniczy sposób znikać, bo, co odkryłam zupełnie niedawno, miewa takie tendencje…
Na warstwę kremu wyłóżcie kolorowe lentilki. Segregowałam te lentilki jak Kopciuszek – kolorami i rozmiarami, potem układałam je w skomplikowane wzory, by w końcu przykryć szczelnie drugim nasączonym spodem biszkoptowym. Darujcie więc sobie to układanie. Istotne jest, aby te groszki były w miarę równomiernie rozłożone. Nie daj Boże, akurat Wam trafiłby się kawałek tortu bez lentilków. Nie wolno do tego dopuścić.
Na drugi biszkopt wykładałam tylko krem, dżem sobie podarowałam. Na krem znów groszki, a na nie ostatni biszkopt. Ostatni biszkopt z kolei przykrywamy kremem i ozdabiamy żelkami. Na rynku jest dostępny milion wzorów żelków: dla dziewczynek, dla chłopców, kwiatki, samochody, kolorowe, kwaśne, jasne, ciemne… Przeróżne. Idealne jako materiał do dekoracji tortu – zwłaszcza dla miłośnika żelków takiego, jak mój Maciek :-)
Tort należy przechowywać w chłodnym miejscu, najlepiej w lodówce. Jedna jeszcze uwaga techniczna – przed ozdabianiem przetestujcie żelki czy lentilki na wypadek „puszczania farby”, bo może się okazać, że po dekoracji tort spłynie kolorową smugą barwników z cukierków. A tego przecież ani Wy, ani ja nie chcemy :-)
Proste, prawda? Smacznego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A jakich ty użyłaś żelków?
OdpowiedzUsuń:)
Kupiłam w Tesco żelki w kształtach odpowiadających chłopcom, czyli auta i jakieś motory. Marki żelków nie pamiętam, ale coś mi się wydaje, że to właśnie takie robione dla Tesco pod ich marką były.
OdpowiedzUsuń